Z dworu i pola – czyli kultura, która oddycha przestrzenią
W czasach, gdy kultura coraz częściej zamykana jest w murach instytucji, a dostęp do niej bywa ograniczony – finansowo, lokalizacyjnie, mentalnie – pojawił się ktoś, kto odwraca ten trend. Michał Chojecki – człowiek, który łączy w sobie energetyczną iskrę i rzeczowy spokój – stworzył oddolną inicjatywę, która przyciąga coraz większe grono odbiorców: „Koncerty na dworze/polu”.
To nie tylko projekt. To ruch. To spotkania pod gołym niebem, w otwartych przestrzeniach – gdzie muzyka płynie prosto do ludzi, bez barier, biletów i zbędnego zadęcia. Michał organizuje koncerty w miejscach nietypowych, często prowincjonalnych, przywracając sens lokalnym przestrzeniom i tchnięcie życia tam, gdzie kultura bywa rzadkim gościem.
Postanowiłam z nim porozmawiać. Nie tylko o muzyce, ale o tym, co go pcha do działania.
– Skąd jesteś, Michału? I czy tam też organizowałeś podobne wydarzenia?
– Pochodzę z Mazowsza. Ale muszę przyznać, że tutaj, na pograniczu, czuję się inaczej. Ludzie są bardziej otwarci, bardziej pielęgnują zwyczaje. To piękny koktajl trójstyku kultur i tradycji. U mnie na Mazowszu nie ma takiej dbałości o tradycję jak tutaj.
– Czyli można powiedzieć, że pogranicze Cię zainspirowało?
– Bardzo. Moją inspiracją był też Andrzej Stasiuk. Jego teksty otworzyły moje myśli. Zacząłem sobie wyobrażać, że kiedyś będę miał własne wydawnictwo, które będzie pokazywało piękno tego regionu. Tak właśnie dojrzewał we mnie pomysł na projekt „Na polu, na dworze”.
– To nie tylko koncerty, prawda?
– Nie. To inicjatywa oddolna. Spotykam ludzi z pasjami – i to oni są moimi mistrzami. Wielu z nich nigdy nie wystąpi w telewizji, nie pojawi się na wielkiej scenie, ale są szczerzy, utalentowani i chętni do dzielenia się tym, co robią. To może być śpiew, opowieść, rękodzieło. Kiedy słuchasz z uwagą, otwierają się z wielkim zaufaniem.
– Jak dużą wagę przykładasz do integracji międzynarodowej?
– Ogromną. Zapraszamy sąsiadów zza granicy, ale chcemy też, żeby i nas zapraszano. To wymiana kulturowa, prawdziwa wzajemność.
– Twoje koncerty mają coś z rytuału…
– Tak. To nie jest komercyjna scena z reflektorami. To wspólnota. To muzyk, który się nie żenował, bo wie, że ma przed sobą ludzi, a nie publiczność do zdobycia. To miejsce, w którym znika podział scena–publiczność. Jest tylko przestrzeń i muzyk, który daje z siebie wszystko.
– I to się udaje?
– Tak. Przyjeżdżają artyści z całej Polski. Czasem debiutanci, czasem ludzie z alternatywy. Dla wielu z nich to pierwsza prawdziwa scena. I wiesz co? Ona zostaje w sercu. Bo nie chodzi o blichtr. Chodzi o prawdę i wzajemność.
W związku z tym projektem jeden z najpiękniejszych chórów – a może i najpiękniejszy w Europie – zespół Widymo będzie miał możliwość zagrać kilka koncertów w przestrzeni Karpat: wśród gór, chmur, deszczu i słońca. Dzięki Michałowi koncert na dworze nie jest już alternatywą.
Jest świadomym wyborem.
I świętem.
Jeśli poruszyły Cię moje słowa, rozbawiły lub posmakowały – otul mnie aromatem filiżanki kawy.
Posłuchaj mnie na YouTube: 👉 Avatea Edyta